Kulinarne przewodniki zgodnie podkreślają, że malezyjski street food to absolutna światowa czołówka. Z rozdziawioną gębą oglądałem kiedyś dokument ukazujący Kaula Lumpur jako wymarzone miejsce do ulicznego obżarstwa. Niestety nie mam magicznej różdżki, dzięki której zabrałbym nas wszystkich na Półwysep Malajski. Mam za to woka, mleko kokosowe, chili, kolendrę, masło orzechowe i garść świeżych warzyw. Skoro mam, to wiedz, że coś się dzieje!
Uwielbiam oglądać programy kulinarne. Ze smakiem wciągam dosłownie wszystko, co nawinie mi się na ekran domowego komputera. Rzecz oczywista w wielu (w większości?) tych filmów/programów jednym z głównych składników jest mięso. Przyznam jednak uczciwie, że nie mam z tym większego problemu. Ot, jestem już dużym chłopcem i wiem, że w wielu miejscach na świecie ludzie jedzą zwierzaki. Ba! Wielu moich serdecznych znajomych, druhów i przyjaciół nie wyobraża sobie gotowania bez mięcha. Gotują więc tak, jak lubią, a mnie nic do ich garów. Kiedy przyjdą do mnie zajadają zaś to, co im przygotuję. Dla mnie to najlepsza promocja weganizmu. Nie żadne krzyki, wrzaski, kłótnie i wojenne tańce. Doprawdy bawią mnie te wirtualne przepychanki i udowadnianie, że „jestem lepszym i bardziej wrażliwym człowiekiem, bo nie jem mięsa”. A weź ty – panie i dzieci raczą wybaczyć – pieprznij się w ten swój wrażliwy łeb. No to ja może lepiej wrócę już do kuchni…
Oglądam zatem te wszystkie kulinarne filmy i programy i kombinuję, co by tu zmienić, co tu by dodać. Sos rybny? A proszę bardzo, dodam sojowy. Smażony kurczak? Jest tofu i są chrupkie warzywa. Oglądam z zaciekawianiem i – jako się już rzekło – z nieukrywanym smakiem. Czuję przecież zapach tej siekanej kolendry i miażdżonego czosnku. W pokoju unosi się również aromat oleju sezamowego i słodycz mleka kokosowego. Oglądam, ślinę przełykam i uśmiecham się serdecznie, bo miskę moją widzę wyraźnie. Malezyjską miskę szczęścia!
Malezyjska miska szczęścia
Czas przygotowania: 25 minut
Składniki
- 1 opakowanie makaronu ryżowego
- 2 marchewki
- 2 czerwone papryczki chili
- 1 brokuł
- 1 czerwona cebula
- 200g pieczarek
- 100g groszku cukrowego
- 3 łyżki oleju ryżowego
- pół pęczka dymki
- świeży imbir (kawałek wielkości kciuka)
Sos satay
- 1 puszka mleka kokosowego
- 6 łyżek masła orzechowego
- 3 łyżki sosu sojowego
- 3 łyżki oleju sezamowego
- 3 łyżki brązowego cukru
- 3 papryczki chili
- 3 ząbki czosnku
- 1 łyżeczka mielonego kuminu
- świeży imbir (kawałek wielkości kciuka)
- pół pęczka kolendry
- sok wyciśnięty z jednej dorodnej limonki
Przygotowanie
-
Skoro street food, to zacznijmy od najprostszego i najszybszego sosu orzechowego. Wszystkie składniki podane powyżej w kolumnie „sos satay” wrzucamy do blendera, włączamy i po kilkudziesięciu sekundach mamy gęsty i jakże aromatyczny sos.
-
Przygotujmy teraz makaron ryżowy, czyli tak jak stoi na opakowaniu. Wrząca, lekko osolona woda, trzy minuty, przelewamy zimną wodą, odstawiamy na bok. Uff, jak szybko.
-
Pora zatem na warzywa. Marchewki traktujemy obieraczką i w ten sposób mamy cienkie wstążki. Brokuł dzielimy na niewielkie różyczki, pieczarki kroimy w plasterki, cebulę zaś w pióra.
-
Na mocno rozgrzanego woka wlejmy olej i od razu wrzućmy cebulę oraz pokrojone chili i imbir. Po 30 zaledwie sekundach dodajmy pieczarki oraz marchewkę. Mieszajmy, mieszajmy i po 3 minutach dodajmy brokułowe różyczki oraz groszek cukrowy.
-
2 minuty później wlejmy nie więcej niż połowę naszego sosu. Po minucie ściągnijmy woka z ognia i przełóżmy warzywa do ulubionej miski.
-
Teraz już tylko dodajmy nasz makaron ryżowy i skropmy całość sokiem z limonki. Odrobina świeżego chili i wiosennej dymki też będą tu mile widziane.
-
I tyle, i smacznego bardzo!
Wujek Dobra Rada
Ważne (a nawet bardzo!) jest to, aby przed smażeniem przygotować i pokroić wszystkie warzywa. Smażymy szybko, krótko i na mocnym ogniu. Zależy nam przecież aby warzywa zachowały nie tylko swoją chrupkość, ale i piękne kolory.
Do krótkiego i jakże intensywnego smażenia gorąco polecam olej ryżowy. Ma bardzo wysoką temperaturę dymienia i jest neutralny w smaku. Jeśli Szanowne Państwo nie posiada, to można zastąpić go olejem słonecznikowym. Nigdy zaś oliwą!
Proporcje na sos orzechowy są więcej niż słuszne. Zawsze robię go więcej, bo część biesiadników lubi nim polewać także i makaron. Jeśli zaś zostaje, przelewam do słoika i trzymam w lodówce do kolejnego dania.
Wygląda i smakuje z pewnością ZAJEFAJNIE. Mniam. Chyba zrobię.
A olej kokosowy też się nada do smażenia, też ma podobno wysoką temp dymienia (230 *C) ?
Olej kokosowy ma zdecydowanie niższą temperaturę dymienia. Mądrzy ludzie mówią, że to 177°C. Serdeczności!
Nierafinowany, rafinowany ma punkt dymienia bliski punktowi dymienia smalcu czyli właśnie ok 220 stopni.
Smalcu tu nie używamy. To po pierwsze. Po drugie do intensywnego smażenia to oleje tłoczone na zimno zasadniczo się nie nadają. Po trzecie, temperatura dymienia oleju kokosowego wynosi 177°C…
Powtórzę, tak nierafinowanego. Rafinowany ma pd wyższy. Nie była to zachęta do używania smalcu a jedynie porównanie 🙂 no gdzie smalec na takim blogu, ktos by mnie przeklal jeszcze;)
Pyszny sosik, polecam! Łatwy, szybki i przyjemny, bardzo przyjemny. Będzie powtarzany… często…
Dziękujemy za przepis!!!
Cieszę się, że smakowało 🙂 Serdeczności!
Na razie zrobiłam pesto i jarmuż z podanych tu przepisów. Ten wydaje się być skomplikowany, a ja się gubię, jak jest więcej niż 3 składniki, ale podejście z pewnością zrobię. Opis bardzo smakowity.
Zaliczyłam dzisiaj 2 kultowe (ponoć) knajpy wegańskie we Wrocławiu. Potrawy bez smaku, wyglądu, takie wymęczone na talerzu. Jak w kiepskim barze mlecznym. Tak jakby etykieta 100% vegan i gluten free zwalniała od obowiązku dobrego gotowania.
Pozdrawiam autora bloga
Proszę się nie gubić tylko cierpliwie podążać za przepisem 🙂 Niestety też mam kilka lokalowych wpadek, ale – na całe szczęście! – nie brakuje w kraju nad Wisłą naprawdę smacznych lokali gastronomicznych. Serdeczności!
Znow strzal w dziesiatke. Pycha! Czy makaron ryzowy nalezy wymieszac z sosem przed podaniem czy stawiac na stole osobno makaron i sos?
A to ju zależy od Szanownej Pani. Ja lubię tak, jak na załączonym obrazku: połowa warzyw z sosem, połowa makaronu. Smacznego 🙂
Zakochałam się! 🙂
O ile przepis jest super to właściciel bloga jest przekocur 😉 należę akurat do mięsożerców ale sposób opisania odwiecznej wojny między vege a mięsnym aż ujął mnie za serce 😉 w ogóle świetny sposób wypowiedzi, mi się podoba bardzo i wrócę na pewno 🙂
Cała przyjemność po mojej stronie 🙂 Proszę się częstować do woli!
a skąd brokuł i groszek cukrowy o tej porze roku??? 🙁
Ze sklepu tudzież warzywnego targu 🙂
ale poza tym przepis boski & zamiłowanie do smaków Maghrebu! /zapisuję bloga w zakładkach :)/
Proszę zatem zaglądać i kosztować do woli 🙂
Jutro to Robie!! :))
wczesniej surowka zmiotla wszystkich! risotto tez pyszka choc za delikatne jak dla mnie, nastepnym razem troche przychilliuje 😉
Znakomicie 🙂
Czy 3 papryczki chili to nie za duzo? Wrzucamy cale z pestkami?
Ależ jakie tam za dużo! U mnie zawsze z pestkami, jednak jeśli występuje tak zwana obawa, proszę się ich pozbyć. Serdeczności!
i czy puszka mleko 250 ml?
Ciut więcej, 400 ml 🙂
Aj! wyszlo bardzo ostre :-))) bo mleka bylo jednak 250ml i papryczki byly malutkie chyba nie chili ale peproncino. Jednakze wszystko i tak spalaszowane. Natomiast mamy jeszcze sporo sosu – jak mozemy go odostrzyc? dolewajac wiecej mleka po prostu?
Skoro tak, to proponuję dodać więcej mleka kokosowego i nieco masła orzechowego, żeby sos nie był zbyt rzadki.